in Europa, Podróże

Sycylia. Etna i wąwóz Alcantara

at

Sycylia. Lecisz na wyspę i przepadzasz. Z okien samolotu widzisz wyrzucającą obłoczki dymu Etnę, jakiś tajemniczy starszy pan na lotnisku puszcza ci oczko, potem próbujesz ogarnąć wszechobecny gwar miasta i szalone samochodziki marki Fiat. Następnie zachwycasz się przyrodą, pomarańczami, zabytkami i miasteczkami jak z pocztówki. No i cannoli! Niebo, a nie ciastko.

Nasza tygodniowa wycieczka po Sycylii rozpoczęła się w momencie, gdy już myślałyśmy, że nigdzie nie lecimy. Na lotnisko dotarłyśmy 5 minut po planowanym zamknięciu bramek. Dla formalności odbyłyśmy sprint do bramek, które cudownym trafem okazały się puste. Bagaż na taśmę, szybka kontrola i okazuje się, że samolot opóźniony 40 minut… Uff!

Powodem naszego spóźnienia był namiot, a konkretnie próby jego zapakowania w mały bagaż. W końcu kije sobie, tropik sobie, namiot został w bagażniku, a my pogodziłyśmy się z myślą, że spanko będzie w aucie. Ja tam nawet nie narzekam, uwielbiam spać w samochodzie. W Katanii odebrałyśmy autko i ruszyłyśmy na północ bez większego planu. Pierwszy szok – przejazd przez Katanię wieczorem. I to raczej taki szok i niedowierzanie niż panika, bo wystarczy zacząć jeździć jak Sycylijczycy. Znaki i czerwone światło są tylko sugestią, a pasy poziome dla ozdoby. Sukcesem jest nie stuknąć nikogo i sprawić, że i ciebie nikt nie stuknie. Jak stuknie, to trąbnąć kilka razy, pomachać i można ruszać dalej.

Pssst… Zanim przejdziesz dalej, zerknij na mojego Instagrama. Jeśli ci się spodoba nie wahaj się kliknąć follow. To tam znajdziesz bieżące relacje z podróży i nie tylko.

Kempingów po drodze było kilka, ale wszystkie były zamknięte o tej porze. Na jednym znalazłyśmy małą knajpkę i powiedziano, że nikt nie będzie miał nic przeciwko jak auto postawimy na parkingu. I tak pierwszy wieczór na Sycylii upłynął nam na piciu domowego wina i jedzeniu pizzy z pieca, a pierwszy poranek na takim wschodzie słońca.

Zdecydowałyśmy się ominąć Katanię i ruszyć pierwszego dnia na Etnę. Ten największy wulkan Europy jest jak babcia pykająca fajkę – wszyscy mówią o niej z szacunkiem, a nad jej szczytem cały czas unosi się obłoczek dymu. W grudniu obłoczek zamienił się w erupcyjną chmurę, czym mocno przestraszyła mieszkańców pobliskiej Katanii. Babcia Etna jest też potężna. Ma 3340 m wysokości, a jej masyw zajmuje powierzchnię 1200 km2. Według mitologii greckiej w wnętrzu Etny Hefajstos miał swoją kuźnię.

Na Etnę można się dostać samochodem i zaparkować na sporym parkingu przy schronisku Rifugio Sapienza. Stamtąd rusza kolejka linowa, której koniec jest na wysokości 2500 metrów n. p. m. Oczywiście, szlag trafił postanowienie, że tylko słońce i plaże, żadnych gór. Spacerem po żwirze, w trampkach, dotarłyśmy do punktu, gdzie kończy się kolejka, po drodze licząc biedronki i podziwiając roślinki (to ja), które jakimś cudem wyrosły na tej pustyni. Pamiętam z mojej pierwszej wizyty na Sycylii (w 2011) pyszne wino migdałowe, które można było kupić na Etnie (tak, byłam jeszcze wtedy nieletnia! :D). Smak tego winka chodził za mną i kwestią czasu było zakupienie butelczyny do degustacji. Stragany przy schronisku sprzedają również pyszne miody i kremy – migdałowe, pistacjowe… Grzechem nie spróbować!

Wędrując po Etnie można zauważyć, że nawet latem pod warstwą wulkanicznego popiołu znajduje się najprawdziwszy śnieg! Etna i jej zasoby śniegu służyły dawniej jako rezerwuar śniegu, między innymi do produkcji pysznych sycylijskich lodów. Na Etnie temperatura była dużo niższa niż na dole, która już w maju przypomina afrykańskie upały.


Tego dnia udało się nam też odwiedzić piękne miejsce ok. 50 km od Katanii. Rzeka Alcantara, która swoje źródło ma na zboczach gór Nebrodi, szybko przekształca się w rwący potok żłobiący wulkaniczną skałę. Wąwóz Gole dell’Alcantara to imponujące bazaltowe skały, miejscami wysokie nawet na 50 metrów. Spływająca do zimnej rzeki lawa zastygła znacznie szybciej, dzięki czemu dziś możemy podziwiać słupy bazaltowe i wygładzone przez piasek czarne ściany.

Mnóstwo ludzi korzystało z słońca i kąpieli, wygrzewając się na małej plaży lub na ogromnych głazach w rzece. My urządziłyśmy sobie na plaży mały piknik z sycylijskimi oliwkami, foccacią i pomidorkami. Wąwóz to dość oblegana atrakcja, ale tego majowego popołudnia nie było znacznych tłumów.


Woda jest lodowata, a dno rzeki pokrywają małe, ostre kamyczki, dlatego warto tu zabrać buty do wody. Na początku jest dosyć płytko, ale miejscami woda sięga nawet po pasa. Przed wąwozem znajduje się spory parking i strefa piknikowa i można odwiedzić park botaniczno-geologiczny, który podobno jest świetną atrakcją dla dzieci. Aby zejść do samego wąwozu bilet trzeba kupić w innej kasie, wystarczy zapytać, bo można się łatwo pogubić. W drodze powrotnej warto zatrzymać się na chwilę przed wioską San Cataldo, gdzie tuż przy drodze góruje wiadukt kolejowy i sady pomarańczowe.

Prawda, że piękne miejsce? Byliście na Sycylii? Znacie inne miejsca godne polecenia?

Chcesz zostawić sobie wpis na później? Dodaj poniższy obrazek do swojej tablicy na Pintereście!

Kasia Janeta